Ach te wymówki….

Zestawienie uczestników „nieobecnych” na moich treningach, których wciąż wypatruję 🙂 (trochę na wesoło:))

• Nie mam czasu (a co tam słychać w „M jak miłość”?) – zastanawiając się nad tym głębiej, jeśli nam na czymś zależy to zawsze znajdziemy na to czas.
• Zacznę od poniedziałku, od pierwszego, od nowego roku – to takie tajemnicze dni nie wiadomo dlaczego najlepsze na rozpoczynanie ćwiczeń. Cały czas zastanawiam się dlaczego są lepsze od „zaczynam dziś”… Efekt? Nie zaczyna w ogóle.
• Jestem za stara, a na fitness chodzą same młode siksy, które wykonują akrobatyczne ćwiczenia i to na pewno już nie dla mnie (hmm, to ja chyba też przestanę przychodzić 🙂
• Jestem facetem, a fitness jest dla kobiet (serio???) – to ci, którzy myślą, że świat fitnessu zatrzymał się na aerobiku Jane Fondy. A może nie mają odwagi zmierzyć się z kobietami? Jeszcze okaże się, że żona wyciska na sztandze więcej i dłużej trzaska burpeesy? (czyt. ego).
• Jestem za gruba – jak schudnę to przyjdę (sic!), bo przecież na sali są same szczupłe laski z odsłoniętymi sześciopakami…
• Nie mam kondycji, nie dam rady, nie umiem – no chyba po to się uczestniczy w treningach, żeby tą kondycję zrobić, żeby nauczyć się wykonywać ćwiczenia. To nie klub sportowy dla medalistów olimpijskich. To tak, jakby ktoś powiedział, że nie pójdzie do szkoły bo nie umie pisać… Jeszcze nie było takiego przypadku, żeby ktoś nie dał rady. Można nie dać rady przebiec maratonu, ale zajęcia fitness są tak konstruowane, żeby każdy dał radę.
• Chodzę tylko na zumbę (uła! uła!).
• Nie chce mi się. – Ok, przynajmniej jesteś szczera/y
• „To w gminie jest jakiś fitness?” – fenomenalny przypadek nieobecnego uczestnika, który zawsze dowodzi, że mój marketing mocno kuleje….